On:
Dzień jak codzień.Pain był w humorze do uprzykszania mi życia, jak zwykle, gdy w ogóle jest w dobrym humorze. Wiedział, że ostatnio po prostu nie miałem ochoty na żadną z jego misji, un!
Lider zlecił mi i Tobiemu (Sasori zdechł, szlag by to... teraz musze pracować z tym głąbem) odnalezienie pewnej dziewczyny, un.
-Dziewczyna ta ma niezwykłe umiejętności - podkreślił - została wygnana i może sie nam przydać...
Oczywiscie, Tobi bał się latać. Musieliśmy iść piechotą. Tobi tylko gadał i gadał.
-Deidara-senpaaai, Tobi jest głodny - jękną Tobi.
-Ciicho.. coś słyszałem, un- i położyłem mu ręke w miejscu, gdzie - jak sądziłem - powinny znajdować się usta. Kto go zresztą tam wie, skoro nosi tą maskę... Umilkł na chwilę.
-Tobi, czy mógłbyś zajrzeć do tamtej jaskinii, un? - Zawsze wysyłałem Tobiego na zwiad, jeśli nie byłem pewny co się w tym miejscu znajduje. Oczywiście poszedł szybko i ostrożnie wejrzał do jaskini. coś wyrzuciło go w górę. Przeleciał mi nad głową i wleciał w krzaki.
-Tobi jest dobrym chłopceeem! nie rób Tobiemu krzywdy! - krzyczał Tobi, podczas gdy ja ostrożnie zajrzałem do tej jaskinii i natychmistd uskoczyłem przed kulą wiatru która na mnie poleciała. Wrzuciłem do środka jednego z moich glinianych ptaszków, złożyłem pieczęć i usłyszałem krótkie, niegłośne "bum". Znowu wsadziłem głowę do jaskini.
To był tylko mały wybuch, żeby zdezorientować przeciwnika. Zadziałało, napastnik siedział skulony z rękami na głowie i twarzą wtuloną w kolana, jakby to miało ją ochronić przed prawdziwym wybuchem. No bo to oczywiście było to coś, czego szukaliśmy. Dziewczyna znaczy się. Tobi podszedł do mnie.
-Senpai, co to jest za potwór co chciał skrzywdzć Tobiego? - zapytał, widać bał się sam zerknąć do środka.
-Dziewczynka, mniej więcej mojego wieku, ale napewno niższa,un... I słabsza.Un. - Odparłem znudzonym głosem i wszedł do jaskini. Dziewczyna już się nie bała i złożyła ręce.
-Przestań. Nic ci nie zrobię jeżeli powoli oddzielisz od siebie te dwie rączki. - Powiedziałem, podchodząc bliżej. Dziewczyna powoli rozdzieliła ręce.
Ona:
już mi wszystko jedno - pomyślałam i spuściłam głowę. Najpierw rodzina, a teraz Akatsuki. Świat chyba mnie nienawidzi. O boże, czemu zsyłasz na mnie same nieszczęścia?! Jeśli przeżyję, to będe się modlić do szatana.
-Chodź, un.- usłyszałam głos. Spojrzałam na twarz tego człowieka. O boże... to jest DZIEWCZYNA?! Z takim głosem? chyba nietakownie by było TO zapytać, wzłaszcza jeśli to jest facet... no ale bez jaj, blondynek, paznokcie pomalowane, twarz taka jakaś za ładna na faceta..
Podeszłam. Cały czas ze spuszczoną głową, czekałam aż mnie ...TO uderzy albo coś. Czekałam.. na śmierć? Cała się trzęsłam i patrzyłam na swoje buty.
-Nie no, un. Nie mam zamiaru cię zjeść, więc nie bądź taka naburmuszona, un. To mnie denerwuje. - usłyszałam. To on/ona mnie nie zabije? Przecież to Akatsuki, nie? Czemu mnie nie zabija? Szłam tak za nim/nią ze zdziwioną miną.
-Tobi, nie trzęś się jak baba tylko idź za nią.- rozkazał/a blondyn/ka. Dziwny vhłopak w pomarańczowej masce poszedł za mną. To tacy ludzie są niby w Akatsuki? Obojniak z aparatem fotograficznym na oku zasłoniętym grzywką i głupia pomarańcza w stroju w chmurki? zresztą blondyn też miał strój w chmurki. Myślałam przez chwilę, że to są takie jakby "dwie czarne owce" w rodzinie, jeżeli grupę przestępców mozna nazwać rodziną, wzłaszcza gdy w grę wchodzi Akatsuki... No nie no... Co on ma na RĘKACH? Bądź ze mną, szatanie, spraw aby nie nachodziło mnie dziwne uczucie że po tej organizacji będą biegać paprotki i ryby w strojach w chmurki...
---
Po kilkudziesięciu minutach...
---
No i oczywiście, gdy weszłam do jaskini, która prawdopodobnie była siedzibą akatsuki, pierwsze co zobaczyłam to oczywiscie człowieka rybę i roślinę. i obydwoje w strojach w chmurki. Teraz jestem pewna - Akatsuki to wariatkowo...